Lollipop - rozdział 1

Who Wears The Pants?


Na ciemnym tle rozbłysła twarz nieznajomej mi dziewczyny. Jej blada cera zaskakująco kontrastowała z ciemnymi puklami brązowych włosów, tworząc w ten sposób czarujący efekt spływających po karku niczym rozpływająca się czekolada. Czerwona szminka dodawała jej kuszącego wyglądu, a pogrubiający rzęsy tusz - tajemniczości.
- Gdybym tylko dysponowała taką ilością czasu, żeby stworzyć z siebie takie bóstwo... - rozmarzona, wlepiłam błękitne tęczówki w prawdziwą piękność, zajmującą cały wyświetlacz mojej komórki. Sylvia Dormey stała się od niedawna twarzą kosmetyków jednej ze świeżości wchodzących na plac mody. I choć Katnis Fashion-Modern-Look (bo tak właśnie nazywała się ta firma) pojawiła się na rynku niespodziewanie, szybko zawładnęła nad nim panowanie. Sprawiła, że ludzie dosłownie oszaleli na jej punkcie. Jeszcze nigdy nie odnotowano tak wielkiej ilości sprzedanych kosmetyków w momencie, w którym jakakolwiek inna firma zaczynała swoją inwestycję. Tak... w istocie instytucja Katnis FML stała się prawdziwą potęgą. Była niczym wielki kot, pojawiający się niezaproszenie na kanapie i zawłaszczający wszelkie dostępne mu terytorium.
- Masz przecież dużo czasu - mruknęła Becky, leżąc na miękkim, beżowym dywanie, ułożonym w centralnej części mojego pokoju. - Praktycznie całe dnie spędzasz na czytaniu książek oraz sporadyczne organizowanie ze swą matką firmowych imprez. Odziedziczysz całkiem pokaźny majątek, więc nie musisz się uczyć... Gabi... masz zbyt dużo czasu.
Zamyśliłam się nad słowami dziewczyny. Może i faktycznie byłam dziedziczką milionowych sum, lecz nie mogłam ich przejąć ot, tak. Spadkobierca nie może być na tyle lekkomyślny i niekompetentny, by stracić całą fortunę. Powinien ją pomnażać dla następnych pokoleń. Mimo tego, iż Becky była świadoma w jakiej sytuacji się znajdowałam, nie omieszkiwała na każdym kroku przypominać mi o moim małym bogactwie. Tak często wypowiadane przez nią słowa nie raz wprowadziły mnie w nie duże zakłopotanie, sprawiając, iż ów majątek szybko stał się nie tyle fartem, co lękiem. Wiązał się z dużą odpowiedzialnością, w rezultacie nie wyobrażałam sobie bym mogła kiedykolwiek dopuścić do jego straty. Posiadanie małej fortuny zmusza do odpowiedniego zachowywania się w miejscach publicznych, na bankietach, spotkaniach... Raz nawalę i cała reputacja moich rodziców oraz prowadzonej przez nich firmy legnie w gruzach. 
- Dobrze wiesz, że to nie jest takie łatwe, jak mówisz... ja... -zaczęłam nieporadnie składając słowa.
 Z samą Becky znałyśmy się praktycznie od piaskownicy, w wyniku czego zawsze była na bieżąco z moim prywatnym życiem. Przez lata przyjaźni stała się dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam i osobą dzielącą ze mną wszystkie tajemnice. 
- Czekaj! - krzyknęła murzynka, podnosząc się nagle do pozycji pionowej. Czytając coś szybko w telefonie, wyglądała niczym drapieżca tropiący swą ofiarę. Patrzyłam z lekkim uśmiechem, jak jej wzrok szybko przesuwa się po stronie internetowej, by móc jak najszybciej przeczytać zadziwiający go tekst. Kiedy tylko skończyła, spojrzała w moją stronę z chytrym uśmiechem.
- Wiem co będziemy robić jutrzejszego wieczoru - mruknęła, siadając koło mnie na łóżku - Idziemy na koncert Kissing Heart.
- Co? Chyba się przesłyszałam - powiedziałam chcąc jak najszybciej odwlec przyjaciółkę od tego pomysłu - Jaki koncert? Jakie my? Nigdzie nie idę, mam bankiet! - odpowiedziałam z siłą, powracając do przeglądania Instagrama.
- Idziesz i koniec. Chris jest chory, a ja cudem wygrałam przed chwilą bilety na moją ukochaną Rach - skomlała mi nad uchem - Proszę... On odbywa się w walentynki... wpuszczają same pary...
- Nie mogę. Muszę być na bankiecie, jeśli nie przyjdę, moja mama osobiście mnie zabije, dobrze o tym wiesz Becky - gdy skończyłam mówić, ciemne oczy mej przyjaciółki wlepiały się we mnie niczym wzrok małego szczeniaczka w szynkę leżącą na stole.
- Proszę, nie mam nikogo innego. Powiemy jej, że u mnie nocujesz, czy coś w tym stylu...
Milczałam przez parę sekund, nadal nie będąc przekonana pomysłem przyjaciółki. To nie tak, że nie byłam w stanie sprzeciwić się mamie w kwestii przyjęcia. Pewnie, gdybym podała jej odpowiedni powód, zgodziłaby się, bym poszła do Becky. Problem tkwił w zupełnie innym miejscu.
- Och przestań z tą twoją nieśmiałością! Dziewczyno masz już siedemnaście lat! Za parę tygodni kończysz osiemnastkę...
- Daj mi spokój - mruknęłam zarumieniona, chowając twarz pod poduszką.
- Gabi...
- No dobrze pójdę! Zadowolona?! - krzyknęłam, zrywając z siebie jasiek i odrzucając go na drugi koniec pokoju. - Obiecaj mi, że nie opuścisz mnie w trakcie tego koncertu! Chyba zginę sama w tym tłumie.
- Bez problemu księżniczko - powiedziała ucieszona murzynka, skacząc ze szczęścia - Włos ci z głowy nie spadnie.
- Powiedz to mojej mamie - mruknęłam, wpatrując się tępo w sufit. Co ja robię?, pomyślałam. Nie nadaję się do chodzenia po barach i udawaniu jak bardzo zajebistą osobą jestem. Same bankiety matki były od zawsze przerażające, a w tym wypadku będę wystawiona na ludzi, którzy nie znają swoich ograniczeń, nie mają żadnych hamulców.
Samo wyjście w nieznane dla mnie miejsce, sprawiało, iż drżałam ze strachu. Co jeśli okaże się, że trafimy na jakiegoś psychopatę, chcącego wybić wszystkich ludzi z jego otoczenia? Oczami wyobraźni już widziałam jak matka mści się na wszystkich, mogących w choćby małym stopniu, przyłożyć rękę do mojej śmierci.  Myśli te nie napawały mnie zbyt wielkim optymizmem.
Już sam fakt, iż miałam być postrzegana jako lesbijka, nie do końca przypadł mi do gustu. Od małego wychowywałam się w normalnej rodzinie, w której tradycja i przestrzeganie określonych zasad zawsze było na pierwszym miejscu. Jeśli jakikolwiek znajomy mojej familii dowiedziałby się o moich zapędach homoseksualnych, doprowadziłby do zmniejszenia jej wpływów, a co za tym idzie ograniczenia zasięgu rynku, na którym obecnie działamy.
Podobne myśli nie opuszczały mnie, nawet kiedy znalazłam się w pokoju przyjaciółki, a od koncertu Kissing Heart dzieliły nas niecałe dwie godziny.
- Uspokój się! - krzyknęła murzynka, nie mogąc zdzierżyć mojego nerwowego chodzenia - Większej pesymistki na oczy nie widziałam!
- Becky nadal myślę, że to nie jest zbyt dobry pomysł - powiedziałam, w momencie, w którym dziewczyna rzuciła we mnie krótką, czerwoną sukienką i zestawem czarnych szpilek.
- Co tam niedobry - żachnęła się, malując usta czerwoną szminką - na lepszy nie wpadłyśmy - dodała, po czym zacmokała głośno ustami. Obserwując jej piękne ciało, nie mogłam wyjść ze zdziwienia, iż dziewczyna chodząca na co dzień w szerokich bluzach może mieć taką figurę. Podkreślała ją teraz w szczególności krótka, odcięta w pasie, czarna sukienka z czerwonymi drobinkami, przypominającymi rozpite szkło.
- Muszę iść w tej zdzirowatej sukience? - zapytałam, przymierzając stanowczo przykrótką część garderoby. Zazwyczaj nie ubierałam się w tak wyzywające stroje, choć w tamtej chwili musiałam przyznać, iż wyglądałam w nich korzystnie. Spoglądając na swoje lustrzane odbicie, nie mogłam uwierzyć, że to właśnie ja się w nim znajduję. Mój płaski brzuch i zgrabny tyłek podkreślała dopasowana lekko marszcząca się u dołu sukienka. Biust był pięknie zaakcentowany przez delikatne sercowe wcięcie, udekorowane mieniącymi się złotymi drobinkami. Wyglądałam niczym prawdziwa walentynka - gotowa na pożarcie przez wygłodniałego kochanka. Becky podniosła swój wzrok, a w momencie w którym mnie ujrzała, szeroko rozszerzyła oczy ze zdziwienia.
- Wyglądasz nieziemsko - powiedziała ze zdziwieniem, lustrując mnie od góry do dołu. - Inni będą zaskoczeni, że wyrwałam tak zabójczą laskę - zaśmiała się szczerze, z powrotem powracając do malowania ust.
- Czekaj, czekaj... jacy inni? - zapytałam, a mój głos podniósł się do niebezpiecznego pisku.
- Moi znajomi - wymamrotała, poprawiając palcem kontur ust - Jessi, Monik, Flin, Demi...
- Przecież narzekałaś, że idziesz sama! - krzyknęłam zezłoszczona.
- Dowiedziałam się w ostatniej chwili. Poza tym poprzez sama miałam na myśli brak pary - rzuciła szybkie wytłumaczenie, po czym spojrzała mi prosto w oczy - Gdybym powiedziała ci, że inni też idą za nic w świecie, byś nie poszła się zabawić.
Przełknęłam ciężką gulę w gardle. Miała racje. Nawet przez myśl nie przemknęłoby mi, bym szła na koncert zupełnie nieznanego mi koncertu, z grupą anonimowych dla mnie ludzi.
- Niech ci będzie - mruknęłam, siadając naprzeciwko murzynki.
- To co? Pora na makijaż? - zapytała, uśmiechając się delikatnie w moją stronę.
- Tylko nie przesadź...
- Kochana! Czy ja kiedykolwiek przesadziłam w czymkolwiek?
Tak... wiele razy..., przemknęło mi przez myśl, po czym przelałam swoje rozważania na inny tor. Co, jeśli znajomi mojej jedynej przyjaciółki wyśmieją mnie, albo - co gorsza - zabiorą Becky i zostawią samą wśród nieznanych mi ludzi? Nie... nie mogliby być tacy. W końcu trzymają się z Be...
Patrząc w odbicie lustra, z jaką precyzją zostaje mi nałożony cień ze złotymi drobinkami oraz malowane są niezbyt wydatne usta, postanowiłam dłużej nie przejmować się miejscem, do którego miałyśmy się niedługo udać. Nie myślałam już o możliwych znajomych, których mogłabym tam spotkać, czy o ludziach mogących mnie w jakikolwiek sposób skrytykować. Tego wieczoru chciałam poczuć się wolna i zrobić coś, co zapamiętałabym do końca życia.
Nigdy nie pozwalano robić mi nic szalonego. Zawsze byłam grzeczną, posłuszną dziewczynką. Nie chciałam już nią być. Pragnęłam poczuć, jak to jest wyrwać się z klatki i przeistoczyć się we wolnego ptaka. Często wyobrażałam sobie, że chodzę sama do barów, wyrywam tamtejszych chłopaków i bawię się z nimi do rana, tańcząc i rozmawiając przez całą noc.
Wizja życia pozbawionego łańcuchów, którą ukazała mi moja wyobraźnia, automatycznie pryskała za każdym razem, gdy znajdowałam się wśród obcych. Prowadzenie z nimi rozmowy nie należało do łatwych. I choć zazwyczaj nieznajomi w moim wieku byli w stosunku do mnie bardzo mili, nie mogłam znaleźć z nimi wspólnego tematu do pogaduszek. Czułam się zbyt niepewnie, by poruszać tematy imprez, czy nieznanych mi zespołów. Na bankietach organizowanych przez matkę zawsze wiedziałam co powiedzieć. Mogłabym śmiało orzec, że byłam szkolona do takich sytuacji. Mówienie o pogodzie, zachwalanie rodzinnej firmy oraz szersza rozmowa o dziełach sztuki, czy ponad epokowych artystach, kompozytorach, aktorach... zupełnie różniło się od treści poruszanych przez moich rówieśników. Dla nich zwykle liczyła się ilość zaliczonych dziewczyn, rodzaje alkoholi, nowości na You Tube... Nie zawracali sobie głowy samokształceniem, czy dążeniem do obranych przez siebie celów. Bardziej interesowały ich szans, które byli w stanie wycisnąć ze świata, nie tracąc przy tym zbyt dużo.
W istocie takim złotym interesem stał się koncert, na który większość ze zgromadzonych zyskała bilety za darmowo w radiowym konkursie. Kiedy okoliczna młodzież kotłowała się pod zamkniętym jeszcze lokalem, wydawało się, że są w stanie zabić za jak najlepsze miejsca pod sceną.
- Joł Becky! - krzyknął czarnowłosy chłopak, podchodzący do nas wraz ze śliczną małą blondynką.
- Flin! Demi! Kupę lat - odkrzyknęła murzynka witając parę z szerokim uśmiechem - To moja przyjaciółka Gabriela. Znamy się praktycznie od dziecka, więc bądźcie dla niej mili - powiedziała, zarzucając mi rękę przez ramię.
- Hej, miło poznać - powiedział chłopak, delikatnie uśmiechając się do mnie.
- Hej - odpowiedziałam, trzymając Becky za rękę i uciekając wzrokiem, przed jego roześmianymi, błękitnymi oczami.
- Jaka słodka! - krzyknęła Demi, podchodząc bliżej, by po chwili delikatnie mnie przytulić - I jak się rumieni! - dodała, kiedy moja twarz zareagowała purpurą na niespodziewany atak czułości.
- Tak, często tak ma -  murzynka udzieliła odpowiedzi na niezadane pytanie - Jest jak pluszowy miś z ukrytym guzikiem od czerwonych ledów...
- Wcale nie! - zaprzeczyłam, co wywołało falę śmiechu, a mnie wprowadziło w jeszcze większe zakłopotanie.
- Nie martw się - szepnął do mnie Flin - zapewniam cię, że to same komplementy.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, z powodu pojawienia się przy nas reszty paczki, z którą mieliśmy dzisiaj imprezować. Jessi i Monik okazały się najsłodszą parą na świecie. Wcześniej, kiedy Becky opowiadała mi o nich, myślałam, iż Jessi, opisywana jako typowy kibic Red Soxów, zawodnik mało znanej drużyny bejsbolowej oraz fan nielegalnych wyścigów samochodowych, jest chłopakiem. Tymczasem rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Dziewczyna okazała się być niezbyt wysoką, długowłosą brunetką, a Monik jej uroczą, różowowłosą partnerką.
Po krótkiej wymianie zdań, której towarzyszyło obrzucanie mnie podejrzliwym spojrzeniem przez Jessice, weszliśmy do klubu. Wnętrze nie prezentowało się szczególnie dobrze. Ściany były brudne, w najgorszych miejscach poobklejane plakatami różnych zespołów. Gdzieniegdzie wisiały kolorowe lampki, z czego bar stojący niedaleko sceny był nimi najbardziej przystrojony, jakby właściciele chcieli w ten sposób przypomnieć, gdzie znajduje się wodo... a raczej wódkopój.
Miejsce, w którym staliśmy nie było ani złe, ani szczególnie dobre. Z jednej strony byliśmy całkiem niedaleko sceny, a z drugiej blisko toalet, z których już teraz wydobywał się nie za przyjemny zapach.
- Nie możemy ustawić się gdzie indziej? - zaproponowała Demi kręcąc nosem.
- Niestety kochanie, ale za nic w świecie nigdzie indziej się nie przeciśniemy - krzyknął Flin, rozglądając się dookoła.
W istocie nie było żadnej możliwości, by choćby zrobić krok w przód, czy tył. Tłum wokół był bardzo gęsty, powodując tym samym prawdziwą duchotę. Przykre zapachy mieszały się. I choć po pewnej chwili absolutnie uodporniliśmy się na nie, niesmak pozostał. Niektórzy zniecierpliwieni fani zaczęli wykrzykiwać nazwę zespołu, pociągając tym samym resztę widowni do tej niewymagającej zbyt dużo energii czynności.
Hałas trwał, dopóki światło oświetlające scenę zgasło. Gdy tłum ucichł, rozbłysły różnokolorowe reflektory. Jasność spowodowała, że przybyli ludzie na powrót ożyli i zaczęli krzyczeć dwa razy głośniej, niż jeszcze parę sekund temu. Kolorowe łuny pokazały cztery postacie stojące na platformie. Największą uwagę niewątpliwie przyciągała dziewczyna stojąca w jej centrum. Niebieskowłosa szokowała nie tylko strojem (ubrana była w czerwony stanik w granatowe serca, krótkie, czarne spodenki, skórzaną kurtkę, kabaretki i ciemne kozaki o szpilkach osiągających wysokość co najmniej siedmiu centymetrów), ale i niepowtarzalnym głosem, za który nie jedna dziewczyna gotowa byłaby zabić.
- Witam Was bardzo serdecznie - powiedziała gwiazda wieczoru, kiedy skończyła śpiewać piosenkę otwierającą koncert - Bardzo nam miło, że pojawiliście się tu tak licznie. Mamy nadzieję, że spędzimy razem miłe, przepełnione uczuciem chwile!
Gdy tylko skończyła mówić, w sali rozbrzmiał przeciągły warkot gitary, a chwilę później dołączył do niej miarowy stukot bębnów. Nie trzeba było długo czekać na włączenie się wokalu i basu. Całość brzmiała niepowtarzalnie, przenosiła w zupełnie inne miejsce, sprawiając tym samym, iż obskurna sala, w której się znajdowaliśmy, zyskała nową duszę. Nie jestem w stanie stwierdzić, co zespół chciał przekazać granymi przez siebie piosenkami. Czy mówił bardziej o tolerancji, czy szacunku do samego siebie? W każdym razie zmuszał do refleksji, grał na emocjach. Podobało mi się to. Dreszczyk przechodzącego po tobie odgłosu wściekłej gitary zmieszany z kojącym głosem Rach, mówiącej, że brak akceptacji nie jest winą ludzi. Nienawiść rodzi się ze strachu. A my rzadko potrafiąc się z nim uporać, reagujemy złością, pokazując jak bardzo nie możemy zrozumieć rządzącego nim absurdu.
- Dziękuję, dziękuję! - krzyknęła wokalistka, otrzymująca kolejną salwę oklasków - A teraz pora na ostatnią piosenkę!
Tłum (w tym ja) zareagował głośnym sprzeciwem na słowa niebieskowłosej. Trans, w którym zostaliśmy wprowadzeni przez Kissing Heart za bardzo nas uzależnił, byśmy mogli z niego zrezygnować.
- Spokojnie! Zagramy jeszcze kiedyś, a tak pomiędzy nami - dodała szeptem, jakby chcąc podzielić się z nami ogromną tajemnicą. - Nie płacą nam za nadgodziny, więc jeśli macie jakiś pomysł, jak przekonać naszego pracodawcę, by dodał nam trochę groszy do portfela, dajcie znać!
Widownia zaczęła szczerze się śmiać, a wokalistka krzycząc głośno zapowiedziała ostatnią piosenkę tego wieczoru.
- A teraz przed państwem nowość! Teddy... - zwróciła się do perkusisty, który zaczął grać werble - Pracowaliśmy nad tym kowerem przez jakiś czas, więc mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu! Przed wami Who Wears The Pants autorstwa Soko!
Ludzie zaczęli krzyczeć jak opętani, a bębny przeszły w odpowiedni dla piosenki rytm. Do uderzeń szybko dołączyła gitara, a chwilę później sama Rachel:



Have you ever thought of being a man?
Do you think it would ease your pain?
Who put this idea in your head that you're gonna rot in hell?

Now, who wears the pants?
And who's gonna water the plants?
Who's the woman?
Who's the man?
Well, you just gotta live to tell!

You burned all that bridges in the neon light
And you've lost baby, yeah you've lost
You burned all that bridges in the neon light
And you won't be able to come back

You think that 2 boys is a sin
And two girls - it's somehow sexy
But in the eyes of God
No matter what
It's a disgrace
(That's what they say...)

So now, who wears the pants?
And how does it all make sense?
Can you be in love and don't you miss another man?
Well you don't even seem to care!

You burned all that bridges in the neon light
And you've lost baby, yeah you've lost
You burned all that bridges in the neon light
And you won't be able to come back

(Exalted, exalted...)

Now who wears the pants?
And who's gonna water the plants?
Who's the woman?
Who's the man?
Well, you just gotta live to tell!

You burned all that bridges in the neon light
And you've lost baby, baby yeah you've lost
You burned all that bridges in the neon light
And you won't be able to come back
...
Oh you don't even need to come back!

(I see quit through the whole...)
(No way!)

Kiedy zespół ucichł, publiczność nagrodziła go głośnymi brawami.
- Przed wami wystąpił Kissing Heart! - krzyknęła Rach - Na najbliższy koncert zapraszamy już od pierwszego piątku przyszłego miesiąca w klubie Raindrop o dwudziestej! - wrzasnęła, schodząc wraz z resztą zespołu ze sceny. Dalsze nawoływania i prośby tłumu nie spowodowały ich ponownego pojawienia się na platformie, co zaowocowało rozczarowaniem zgromadzonych ludzi.
- Nie mamy tu już czego szukać - stwierdził Flin, przyciskający mocno Demi do swojego boku. 
- No to idziemy... - powiedziała Becky, po czym jakby o czymś sobie przypominając, rozejrzała się dookoła - Gdzie Jessica i Monika?
Rozejrzeliśmy się, za nic nie mogąc natrafić wzrokiem na charakterystyczne, różowe włosy niższej z dziewczyn.
- Nie widzę ich... - krzyknęłam, próbując przebić się przez hałas wydawany przez tłum.
- No nie! Jessi obiecała nas podwieźć! Bez niej nie wrócimy do domu - lamentowała murzynka, ciągle rozglądając się na boki.
- Sprawdzę w łazience, a wy idźcie przeszukać teren koło baru - ogłosiłam wszystkim swój plan.
- Zostanę tu, żebyście wiedzieli gdzie wrócić - oświadczyła moja przyjaciółka, po czym zwróciła się do Flina i Demi - Idźcie beze mnie. 
- Dobra widzimy się tu za parę minut - przytaknęli, po czym wszyscy rozeszliśmy się na różne strony lokalu.
Odchodząc w kierunku pustego korytarzu, czułam się trochę niepewnie. Kiedy nie spotkałam nikogo po drodze do toalety, znajdującej się na jego końcu, poczułam jak niemiły dreszcz przechodzi mi po plecach. Bałam się być sama w miejscach takich jak te. Były zbyt mroczne i podejrzane...
- Kochana, zgubiłaś się? - usłyszałam pijacki głos za plecami. W momencie w którym się odwróciłam, poczułam jak ciężka, gruba ręka, pachnąca piwem i papierosami, zasłania mi delikatnie usta - Wiesz co... - wymruczał nikotynowy głos, blisko mojej szyi - ...mogłabyś zostać na tą noc moją walentynką... Tak się składa, że moja niedawna kochanka rzuciła mnie chwilę temu... - szeptał, a jego palce zaczęły przesuwać się po mojej talii, wywołując u mnie potok łez i przestraszone piski - Nie piszcz tak... robię się tylko bardziej podniecony - warknął, zaczynając się o mnie ocierać dolnymi partiami ciała.
Krzyczałam, na ile pozwalała mi ręka mężczyzny. I choć kopałam i gryzłam, na nic zdał się mój sprzeciw. Po paru minutach szamotaniny poddałam się. Dlaczego pierwszy koncert na jaki poszłam musiał mieć taki finał? Mogłam nie dać się namówić Becky... Co ja sobie myślałam?! 
Szlochając, czułam jak czarny tusz, spływa mi po policzkach. Nigdy nie byłam tak bezradna jak w tamtym momencie. Za chwilę zostanę zgwałcona przez człowieka, zupełnie nieświadomego jak bardzo może zniszczyć mi w ten sposób życie, pomyślałam, nie mogąc pogodzić się z własnym losem. Gdzie tu do cholery jest sprawiedliwość?!
- Hej ty! - usłyszałam z tyłu znajomy głos - Zapomniałeś, że to nie burdel cholerny łajdaku?!


***


Możecie mi wierzyć lub nie, ale zaczynałam pisać ten rozdział trzy razy. Mam nadzieję, że wersja którą Wam przedstawiam jest najlepszym z możliwych scenariuszy, od którego mogłabym przedstawić tę historię.
Dzięki, że jesteście i za wszelkie komentarze (jeśli takowe się pojawią).
A teraz zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że Was zaskoczy i pojawi się na czas!



~ Wasza Mihaili




Komentarze

Popularne posty