Lollipop - rozdział 2
Superwoman
- Hej ty! Zapomniałeś, że to nie burdel cholerny łajdaku?! - wrzask dziewczyny stojącej do niedawna na scenie rozniósł się echem po pustym korytarzu. Szybko skierowałam swój wzrok na Rachel, która dzięki swojemu nagłemu wtargnięciu, ochroniła mnie przed niewątpliwą utratą wszelkiej kobiecej godności. Widać było, że Rach jest bardzo zmęczona po koncercie, który notabene okazał się być prawdziwą rewelacją nie tylko dla fanów Kissing Heart ale i dla tak przypadkowej osoby jak ja, która słuchała ich po raz pierwszy w życiu. Oznakami jej zmęczenia była rozgrzana jeszcze skóra, roztarty w niektórych miejscach makijaż oraz potargane od nadmiernego ruszania głową włosy.
- Co ty pierdolisz?! - warknął mężczyzna, przyciskając mnie bliżej do swojego tłustego, spoconego ciała - Moja dziunia tylko się wygłupia. Taka gra wstępna nas podnieca...
- Puszczaj mnie! - krzyknęłam, szamocząc ciałem na wszystkie możliwe strony - Proszę pomóż mi - wyjąkałam histerycznie w stronę niebieskowłosej.
- Słuchaj no imbecylu - wycedziła przez zaciśnięte zęby, patrząca mi do tej pory prosto w oczy persona - Uwierz mi nie chcesz w to wchodzić -zaczęła stopniowo zmniejszać dzielący nas dystans, stale mówiąc. - Zaraz albo zacznę się tak drzeć, że zleci się tu połowa sali, albo zadzwonię po policję i resztę swojego popapranego życia spędzisz w pierdlu.
Grubas niepewnie spojrzał na stojącą naprzeciwko niego dziewczynę, jakby oceniając prawdziwość jej gróźb.
- Bajerujesz mnie mała - mruknął, rozglądając się na boki - Tak naprawdę chciałabyś się do nas przyłączyć, widzę to w twoich oczach. Wszystkie jesteście takie same. Uwielbiacie się puszczać na prawo i lewo...
Słowa te podziałały na Rachel niczym czerwona płachta, na rozwścieczonego byka. Nie czekając, aż z ust mężczyzny wydobędą się kolejne bezwartościowe frazy, podeszła do niego, po czym energicznie uderzyła go z prawego sierpowego, idealnie celując w szczerzące się, w odrażającym uśmiechu zęby. Korzystając ze straty równowagi przez mojego oprawcę, wyswobodziłam się szybko z jego objęć i schowałam za plecami wokalistki.
- Masz jeszcze trzecią opcję - mruknęła Rachel, pochylając się nad klęczącym na jednym kolanie tłuściochu - Możesz stąd zwiać zanim pobiję cię do nieprzytomności, a możesz wierzyć lub nie, wychowała mnie ulica. Potrafię się dobrze bić.
Słowa mojej wybawicielki odniosły pozytywny odzew. Nie musiałyśmy długo czekać, aż mężczyzna podniósł się z podłogi i łypiąc na nas jednym okiem, poszedł w kierunku wyjścia z baru.
- Dziękuję ci. Nie wiem co by się stało, gdybyś nie zareagowała - rzuciłam drżącym głosem w stronę Rachel, nadal będąc zbyt przejęta sytuacją, która jeszcze chwilę temu miała miejsce.
- Nie powinnaś sama chodzić po pustych korytarzach - mruknęła, po czym skierowała swój wzrok w kierunku moich ud, by po chwili wskazać palcem na obserwowany przez siebie punkt - Może poprawiłabyś kieckę, zanim będzie przechodził tędy jakiś inny palant?
Spojrzałam szybko we wskazanym kierunku. Sukienka, którą pożyczyłam od Becky była stanowczo zbyt wysoko umiejscowiona na moim ciele, ledwo zakrywając miejsca, które i tak z ledwością zasłaniała. Szybko obciągnęłam materiał, rozbawiając w ten sposób Rachel. Dziewczyna miała piękny, perłowy śmiech...
- Halo! Ziemia do blondynki - kiedy się ocknęłam, przed moimi oczami ukazała się machająca ręka niebieskowłosej, chcąca przywrócić mnie do rzeczywistości.
- Wybacz... - powiedziałam, parskając nerwowym śmiechem - Co mówiłaś?
- Pytałam jak masz na imię maleńka - odpowiedziała z ciepłym uśmiechem, pod którego wpływem zrobiło mi się gorąco.
- Gabriela.
- A więc... Brie, nie powinnaś sama chodzić do takich klubów... - zaczęła tonem nauczyciela, objawiającego przed swoimi uczniami, głęboko utajoną prawdę.
- Nie jestem sama - zaprotestowałam - Ja...
- Ja... - małpowała mnie lekko zirytowana moją nieporadnością - Nie wyglądasz już jak dziecko skarbie - mruknęła, klepiąc mnie przyjaźnie zimną dłonią po policzku - Zapewniam cię, że takie sytuacje będą się powtarzały. Zwłaszcza jeżeli zamierzasz odwiedzać podobne speluny zupełnie sama.
- Ja... - małpowała mnie lekko zirytowana moją nieporadnością - Nie wyglądasz już jak dziecko skarbie - mruknęła, klepiąc mnie przyjaźnie zimną dłonią po policzku - Zapewniam cię, że takie sytuacje będą się powtarzały. Zwłaszcza jeżeli zamierzasz odwiedzać podobne speluny zupełnie sama.
Zadrżałam nie tylko z zimna, ale i porażona pewnością z jaką niebieskowłosa do mnie przemawiała. Sprawiała wrażenie osoby, która dobrze wie, jakimi prawami rządzi się ten świat, co sprawiało, że poczułam się jeszcze bardziej winna całemu zajściu, które miało miejsce chwilę temu. Gdybym nie odłączyła się od grupy, albo nie zaczęła szukać Moniki i Jessi bez Becky, wszystko mogło zakończyć się bez żadnej potyczki.
- Wszystko w porządku? - zapytała nadal stojąca przy mnie wybawicielka - Zbladłaś...
- Tak... Jest mi tylko trochę słabo... - mruknęłam, a mój świat zaczął powoli wirować. Niespodziewanie przed moimi oczami pojawiły się czarne plamki, a w uszach usłyszałam krótki lecz donośny pisk. Przestraszyłam się tego uczucia. Nigdy wcześniej go nie doświadczyłam, przez co nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nagle zgasło światło, a ja poczułam się jakby odcięto mi zasilanie...
- Hej! - dobiegł mnie przytłumiony wrzask dziewczyny. Dzięki temu, że objęła mnie od tyłu, nie doznałam żadnych obrażeń podczas bezwładnego upadku na twardą posadzkę klubowego korytarza.
- Sorry - mruknęłam, chcąc jak najszybciej powrócić do poprzedniej pozycji i nie sprawiać jej więcej kłopotów.
- Stój - powiedziała, przytrzymując mnie i kładąc lodowate ręce na mojej bladej twarzy - Zaczekaj, aż przestanie kręcić ci się w głowie. Często tak mdlejesz dziecino?
- Nie - mruknęłam, nadal będąc na wpół przytomna. Uczucie jakie towarzyszyło mi w tamtej chwili, było okropne. Nie bolało, ale było tak przerażająco obezwładniające... Na szczęście chłód fundowany przez szorstkie dłonie Rachel okazał się zbawienny, gdyż już po chwili zaczęłam czuć się znacznie lepiej. Nadal byłam trochę osłabiona, dlatego też nie uśmiechał mi się zbyt szybki powrót do Becky i reszty grupy.
Nagle poczułam pod sobą delikatne wibracje, a chwilę później moich uszu dobiegł najnowszy kawałek Ed Sherana.
Nagle poczułam pod sobą delikatne wibracje, a chwilę później moich uszu dobiegł najnowszy kawałek Ed Sherana.
- Tak? - zapytała Rach, kiedy wyciągnęła nieduży telefon ze swojej skórzanej kurtki, przerywając w ten sposób moją ulubioną piosenkę - Na korytarzu... Nie, nie mogę! - odparła ze złością, przewracając oczami - Zamknij się i choć tu do mnie. Potrzebuję pomocy... Nie do cholery, mam to gdzieś, rozumiesz...? Cudownie! - zakończyła rozmowę z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na nią pytającym spojrzeniem.
- Zaraz przyjdzie mój kumpel i pomoże mi doprowadzić cię do porządku - wyjaśniła, głaszcząc rękoma moje czoło.
- Nie trzeba - pisnęłam, próbując usiąść.
- Zabierzemy cię tylko na chwilę do naszej małej, chłodnej klitki i damy ci trochę wody. Ma kto po ciebie przyjechać?
- Jestem tu z przyjaciółmi - powiedziałam - Naprawdę nie musisz mi pomagać...
Zaczęłam wyjaśniać, kiedy przerwał mi głośny krzyk mojej najlepszej przyjaciółki.
Zaczęłam wyjaśniać, kiedy przerwał mi głośny krzyk mojej najlepszej przyjaciółki.
- Gabi! Tak się martwiłam! Nie wracałaś od pół godziny! Chciałam wcześniej przyjść się szukać, ale dziewczyny miały jakieś problemy i Flin musiał z Demii...
- Jak widzisz nic mi nie jest - przewróciłam oczami, przerywając monolog murzynki.
- Zasłabła przed chwilą - poinformowała Rachel - Jeśli mogłabyś zabrać ją do domu...
- Dobrze się czujesz Gabi?! - krzyknęła przejęta, kucając koło mnie i patrząc mi prosto w oczy. Kiedy jej spojrzenie spoczęło na piosenkarce, jej źrenice rozszerzyły się szeroko ze zdziwienia - O matko! - pisnęła Becky, kiedy zorientowała się na kim siedzę - Rach! Ubóstwiam cię, jestem wierną fanką, Kissing heart to całe moje życie...
- Be! - zganiłam ją za szum jaki robiła wokół siebie - Możesz nie robić takiego hałasu? Głowa pęka mi z bólu przez ciebie.
- Sorry - mruknęła, nadal nie przestając wpatrywać się w Rachel jak w największe dzieło sztuki.
- Mała wszystko w porządku? - nagle usłyszałyśmy głęboki, basowy głos niedaleko nas. Gdy podniosłam wzrok, ujrzałam nad sobą jedną z najprzystojniejszych twarzy na świecie. Włosy odcienia mlecznej czekolady były rozwiane niczym pióra wokół nasyconych zielenią tęczówek. Wąskie usta i prosty nos sprawiał, że ich posiadacz wyglądał niczym zasiadający na wysokim stanowisku prezes firmy posiadającej miliony. Na ów status nie wskazywały jednak poniszczone buty, porozdzierane w niektórych miejscach czarne bojówki i wymięta, szara podkoszulka.
- Mała wszystko w porządku? - nagle usłyszałyśmy głęboki, basowy głos niedaleko nas. Gdy podniosłam wzrok, ujrzałam nad sobą jedną z najprzystojniejszych twarzy na świecie. Włosy odcienia mlecznej czekolady były rozwiane niczym pióra wokół nasyconych zielenią tęczówek. Wąskie usta i prosty nos sprawiał, że ich posiadacz wyglądał niczym zasiadający na wysokim stanowisku prezes firmy posiadającej miliony. Na ów status nie wskazywały jednak poniszczone buty, porozdzierane w niektórych miejscach czarne bojówki i wymięta, szara podkoszulka.
- W porządku - powiedziała Rachel, pomagając mi wstać. Kiedy po raz kolejny tego wieczoru zakręciło mi się w głowie, mocno uchwyciłam się ramienia gwiazdy. Dziewczyna odruchowo objęła moją talie, po czym oddała prosto w szeroko otwarte ramiona Becky.
- Poradzicie sobie dalej? - zapytała, uważnie nas obserwując.
- Tak, zaraz zadzwonię po znajomych. Pomogą mi ją przetransportować do samochodu - powiedziała Becky, wyciągając telefon z kieszeni i wybierając z listy kontaktów numer do Jessiego. Upewniwszy się, że nie potrzebujemy pomocy para muzyków odeszła w kierunku swojej garderoby.
Nie minęło dużo czasu, kiedy reszta paczki dołączyła do mnie i Becky. Kiedy tylko dowiedzieli się o naszej lokalizacji, natychmiast do nas przybyli. Musieli bardzo się martwić, bo kiedy tylko do nas dotarli zaczęli zadawać pytania dotyczące mojego samopoczucia ii tego co się wydarzyło. Nie byłam zbyt rozmowna w tej drugiej kwestii, więc ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lokalu. Wszyscy z niepokojem obserwowali każdy mój ruch, kiedy zmierzaliśmy do samochodu. Podobno wyglądałam na bardzo bladą i słabą. Sama nie mogłam być zbyt obiektywna w tej kwestii, ponieważ wszystko przebiegało wokół mnie w zwolnionym tempie. Nie wiem czym było to spowodowane. Szokiem na skutek molestowania mnie, czy późniejszym spotkaniu samej Rachel Slieen, wybitnej artystki, która dopiero od niedawna zyskiwała coraz to większą popularność.
Kiedy tylko razem z Becky wróciłyśmy do domu natychmiast runęłam na łóżko ze zmęczenia. Gdyby nie przyjaciółka, która pomogła mi przebrać się w dres, zasnęłabym w niezbyt wygodnej sukience i szpilkach. Drzemałam dość długo, lecz niezbyt efektywnie. Przez całą noc męczyły mnie pijackie sny. Nie wiem, czy wiecie, co mam na myśli określając je w ten sposób. Pod tym pojęciem w moim mniemaniu mieszczą się niezrozumiałe treści przesyłane przez mózg w trakcie snu. Próbując połączyć istotne w nich fakty, często wykonujemy tak duży wysiłek, że zaraz po obudzeniu często jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni, niż przed pójściem spać.
W ten oto sposób przez całą noc ciągle dręczyła mnie to twarz gwałcącego mężczyzny z klubu, to niebieskie pukle włosów Rachel. W pewnym momencie koszmary przeobraziły się w na tyle dziwne mary, iż postać wokalistki stawała się dla mnie kimś więcej, niż tylko podziwianą za swój talent osobą. W snach była moim głęboko ukrytym pożądaniem. Widywałam zatem całującą się ze mną Rach, mocno przyciskającą moje ciało do ściany sypialni, za którą stała moja matka. Nie widziałam jej reakcji, jednak przez cały czas dręczyło mnie wtedy nieustanne poczucie lęku i niepewności. Martwiły mnie te sny. Wyryły się w mojej pamięci na tyle mocno, że zaraz po obudzeniu cała zapłakana pobiegłam do łazienki i nie chciałam z niej wyjść dopóki Becky nie zagroziła mi zadzwonieniem po moją matkę.
- Rozumiem, że śnił ci się koszmar... - powiedziała murzynka, kiedy jadłyśmy razem śniadanie. Mieszając płatki śniadaniowe bez zbytniego zaangażowania, spojrzałam na nią nadal tak samo przybita - ...ale, nie powinien on być powodem twojego dziwnego nastroju. Gabi... O co chodzi?
Nie odpowiedziałam jej, wpychając do swoich ust kolejną porcję kukurydzianych poduszek. Smakowały jak styropian, ale i tak były lepsze niż ponowna analiza moich snów. Tak bardzo obawiałam się, że były prawdziwe. Gdyby okazało się, że jestem lesbijką, matka zabiłaby mnie. Wyrzekła i wydziedziczyła. Jak zareagowałby ojciec? Zapewne nawet nie zauważyłby, że jego córka zniknęła. Był tak zapracowany prowadzeniem firmy, że ostatnio widziałam go trzy miesiące temu...
- Wszystko w porządku Becky! Naprawdę! - powiedziałam, z niezbyt przekonującym uśmiechem - Po prostu głowa mnie boli po wczorajszym koncercie.
- Chyba zdajesz sobie sprawę, że ci nie wierzę, prawda? - mruknęła, zbierając brudne naczynia - Niech ci będzie... twoja mama powinna niedługo po ciebie przyjechać.
- Dzięki za to wyjście Becky. Było super - powiedziałam kiedy nadszedł moment naszego pożegnania.
- Nie ma sprawy - murzynka wyszczerzyła się do mnie, pokazując światu swoje białe, równe zęby - Mam nadzieję, że następnym razem nie będziesz się tak opierała, żeby gdzieś wyskoczyć z nami na miasto.
- Nie będę miała wtedy żadnych wątpliwości - zapewniłam, po czym pobiegłam do lśniącego samochodu mojej rodzicielki.
- I jak było? - zapytała, przeglądając swoją pocztę internetową.
- Super - odpowiedziałam zdawkowo, po czym zapatrzyłam się w świat migający za oknem, kiedy ruszyłyśmy spod domu Becky. To był jedyny plus posiadania takiego rodzica. Jego zapracowanie nie pozwalało mu zobaczyć moich smutnych oczu i nieszczerego uśmiechu. W tamtym momencie było mi to bardzo na rękę.
***
Krople deszczu markotnie zaczęły uderzać o szybę, powodując tym samym ponury nastrój. Delikatnie odbijając się od chodnika zaznaczały wagę swojej obecności, a poprzez ich cichą grę uświadamiały, iż na długo pozostaną gwiazdami dzisiejszego dnia, a może nawet i nocy.
Tak... prawdziwy koszmar..., pomyślałam, siedząc przy oknie i obserwując pogodę, szalejącą za oknem. Nie byłam zbytnio zadowolona takim przebiegiem zdarzeń. Planowałam dzisiejszy wieczór zupełnie inaczej, tymczasem rzeczywistość znów zdzieliła mnie w twarz swoją brutalnością. Tak bardzo chciałam pójść do ogrodu i namalować rosnące w nim róże... Owszem mogłam malować w pokoju, jednak nie było to już tak ekscytujące jak tworzenie na łonie natury. Siedząc samotnie zamknięta w czterech ścianach, znowu musiałam się zmierzyć z własnymi myślami. Rachel, klub... i gorące pocałunki nadal męczące mnie w snach. Myślałam, że po tygodniu podobne myśli ustaną, jednak z każdym dniem nabierały tylko na sile. Przez te wizje moje samopoczucie pogorszyło się na tyle, iż zauważyła je nawet moja matka.
Westchnęłam ciężko przypominając sobie jej sugestie pójścia do psychologa. Nie miałam ochoty na zwierzenia się osobie, która później przekaże jej najważniejsze informacje z mojego życia i męczące mnie problemy.
Nie wiedząc co ze sobą robić, mechanicznie włączyłam swój laptop i wpisałam w przeglądarkę adres Facebooka. Nie miałam zbyt wielu znajomych. W sumie jedyną osobą z którą pisałam na tej platformie była Becky. Automatycznie skierowałam swój wzrok w kierunku prawego rogu ekranu, gdzie widniały powiadomienia dotyczące nowych wiadomości. Na czerwonym kwadracie ukazał się jeden nieodczytany komunikat. Będąc pewna, że Becky znowu martwi się o moje zdrowie psychiczne, nacisnęłam na dymek, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się co tym razem męczy moją przyjaciółkę. Kiedy tylko mój wzrok natrafił na nieznajomą mi osobę, zamarłam. Nie było mowy o pomyłce! Awatar szeroko uśmiechniętej niebieskowłosej dziewczyny skutecznie upewnił mnie w szokującym aspekcie tej sytuacji. Pisała do mnie sama Rachel Slieen!
Drżącą z emocji ręką najechałam kursorem na nieodczytaną wiadomość.
Rachel Slieen: Hej mała dobrze się czujesz? Nie wiem czy pamiętasz, ale z tej strony ta dziwna niebieskowłosa, która próbowała ci pomóc w zeszłym tygodniu w klubie.
Wyszczerzyłam szeroko oczy. Wiadomość została wysłana jakieś cztery godziny temu. Wypełniona sprzecznymi uczuciami, odpisałam szybko:
Gabriela Sween: Ta która znokautowała tego dryblasa? Pamiętam. Nie wiem jak mogę dziękować ci za pomoc. Gdyby nie ty... Sama wiesz ;-). Czuję się całkiem nieźle. Dlaczego zawracasz sobie mną głowę?
Zakończyłam moją wypowiedź nurtującym mnie pytaniem. Dlaczego wokalistka pisała do kogoś takiego jak ja? Aż tak martwiła się moim zdrowiem?
Nie wiedząc co ze sobą w takiej sytuacji zrobić, ciągle wpatrywałam się w ekran monitora, jakby licząc, że Rach odpisze mi po paru minutach. Rzeczywistość okazała się jednak trochę inna. Przez godzinę przeglądania platformy i wielokrotnym odświeżaniu strony nie dostałam ani jednej nowej wiadomości. Rozczarowana miałam już wyłączyć komputer, kiedy to mały, szary napis Rachel pisze... przykuł mój wzrok. Po paru sekundach dostałam nową wiadomość razem z zaproszeniem od dziewczyny do kręgu znajomych.
Rachel Slieen: No wiesz mało osób mdleje na mój widok XD A tak na serio martwię się po prostu. Mój brat też kiedyś miał takie utraty przytomności i nie skończyło się to zbyt dobrze... Mniejsza o to. Co u ciebie? Jakieś spierdoliny życiowe przyczepiały się do ciebie ostatnio?
Gabriela Sween: Ostatnio nie miały okazji(LOL), ale dzięki, że pytasz.
Rachel Slieen: Jakby zaczęły to wiesz, gdzie dzwonić ;-)
Gabriela Sween: W sumie to nie wiem (nie mam twojego numeru telefonu).
Uśmiechnęłam się pod nosem, przygryzając wargę. Nie wiedziałam, że jestem na tyle śmiała, by prosić nieznajomą osobę o numer telefonu. Rachel przez dłuższy czas nie odpisywała, co zasiało we mnie ziarenko lęku. A co jeśli zrozumiała moją wiadomość opacznie?
Rachel Slieen: Racja! Proszę królewno, oto numer do twojego osobistego strażnika: 886 564 006.
Moje serce zabiło mocniej, kiedy przeczytałam wiadomość od dziewczyny. Szybko chwyciłam leżący niedaleko mnie telefon, po czym z szybkością światła zapisałam numer do Rachel. Trzęsąc się z nadmiaru emocji zaczęłam chodzić po pokoju w tą i z powrotem. Nie mogłam zrozumieć dlaczego ot tak dostałam numer do niebieskowłosej. Tym bardziej, że widziałam ją tylko raz w życiu.
Mój emocjonalny napad przerwało nagłe pukanie do drzwi mojej sypialni. Szybko dopadłam laptop i zamknęłam jego klapkę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Czyżbym obawiała się o reakcję mamy na moje wiadomości z Rachel? Podświadomie wiedziałam, że owa znajomość może być nijako zakazana przez moją rodzicielkę. Z tego co wiedziałam niebieskowłosa nie należała do kręgu osób, z którymi pozwolono by mi się zadawać.
Mój emocjonalny napad przerwało nagłe pukanie do drzwi mojej sypialni. Szybko dopadłam laptop i zamknęłam jego klapkę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam. Czyżbym obawiała się o reakcję mamy na moje wiadomości z Rachel? Podświadomie wiedziałam, że owa znajomość może być nijako zakazana przez moją rodzicielkę. Z tego co wiedziałam niebieskowłosa nie należała do kręgu osób, z którymi pozwolono by mi się zadawać.
- Gabrielo pamiętasz, że za trzy dni organizujemy bankiet, prawda? - zapytała, wchodząc szybko do mojego pokoju. Zatrzymała się jednak raptownie, widząc moje szybkie, potakujące ruchy głową - Kochanie wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona! - podeszła do mnie, po czym przyłożyła swoją lodowatą rękę do mojego czoła - Chyba nie masz gorączki...
- Wszystko w porządku! - powiedziałam, uśmiechając się i patrząc jej prosto w oczy.
- Skoro tak uważasz... Dbaj o siebie, musisz wziąć udział w tym bankiecie - mruknęła, kierując się do wyjścia z mojego pokoju.
- Jasne, nie martw się. Na pewno będę - zapewniłam, zamykające się już za kobietą drzwi.
Westchnęłam z ulgi, opierając się ciężko o fotel, na którym siedziałam. To dla mnie za dużo. Czy jedna osoba może, aż tak bardzo ingerować w moje uczucia?
***
Oto kolejny rozdział Lollipopu! Wiem pojawił się trochę późno, ALE myślę, że był wart czekania. Z góry dziękuję za komentarze i wyświetlenia. Fajnie, że jesteście, nawet jeśli tylko przelotem.
Do następnego!
~ Wasza Mihaili
Komentarze
Prześlij komentarz